24.01.2011 19:27
szlif... czyli bliskie spotkanie z asfaltem.
Rok 2008, wakacje, dokładnie ich końcówka.
Od rana pada deszcz, silny deszcz, wszędzie mokro,szaro, przytłaczająco. Nic nie da się robić na zewnątrz. Wstaję ok. godz. 9 pierwszy raz się wysypiam normalnie wstaję o 6 do pracy ale że pada, a pracuje pod chmurką jest wolne. Trochę szczęśliwy że pada bo mam wolne pierwszy raz od dłuższego czasu, spokojnie mogę sobie zjeść śniadanie, za oknem pada więc z nudów zasiadam przed kompa. Tak korzystając z miejsca wszechwiedzy, nagle przestaje działać mi myszka, myślę kurww... nie dość ze pada to jeszcze myszka musiała klęknąć. Nic trzeba będzie się udać po nową, czekam aż przestanie padać, mija kwadrans jeden, drugi, trzeci aż w końcu wybija pełna godzina, powoli przestaje, już nie pada, Myślę teraz mam szanse jadę po mysz moim Rometem. Wyprowadzam sprzęt z garażu, odpalam i wyruszam. Jest mokro, ale nie najgorzej. Już prawie na miejscu po przejechaniu 5 km zdarza się ten ferelny przypadek. A co mianowicie, prosty odcinek drogi, nikt nie jedzie na prędkościomierzu 75km/h za dużo ale dopiero teraz to wiem. Przed samo koło przednie wyskakuje mi pies z przydrożnej rowy. Nawet nie zdążyłem nacisnąć hamulca. Zaczyna się podbiło mi przednie koło, zero trakcji, nawierzchnia mokra, kładę się na prawy bok motocykla. Głową uderzam o asfalt(pękł kask ale się nie rozleciał), lecę bokiem po asfalcie jakieś 10m dobrze że jest mokro nie ma takiego tarcia, na szczęście wpadłem do rowy i zatrzymałem się na drzewie. Dźwigam głowę widzę Rometa jakieś 5m dalej. Silnik chodzi, dźwigam się i biegnę, gaszę silnik, próbuje go dźwignąć, udaje mi się to, wbijam luz, odpalam go i powoli wyprowadzam z rowu na biegu na asfalt stawiam na stopkach. I wtedy czuje ból, cały bok mam zdarty nowa kurtka, spodnie do wyrzucenia czuje ból. Odwracam głowę widzę psa leży. Niestety nie przeżył, spoglądam na motocykl widzę cały w błocie, obrany w trawę. Prawe lusterko utrącone, dźwignia sprzęgła w połowie złamana, hamulca przedniego zdarta, nożna przydarta, wydech, osłony chromowane na nim do wyrzucenia, Podnóżka wykrzywiona. Dobrze że upadł na prawy moje ciało zamortyzowało upadek i sparł się na kierownicy i wydechu to ocalały owiewki tylko lekkie zadrapania na końcówkach. Obtarłem Rometa z błota, trawy i powoli odjechałem do domu. Gdy mama mnie zobaczyła myślałem ze zawału dostanie. A ja się cieszyłem że nic takiego mojemu motocyklowi się nie stało. Wstawiłem go do garażu i od razu rozpocząłem dokładniejszy przegląd. Do wymiany lusterka i dźwignie. Osłony z wydechu zdemontowałem, tłumnik trochę wyczyściłem drobnym papierem ściernym nie ma śladu, podnóżek wyprostowałem, rysy na plastikach później zamaskowałem naklejkami. Na szczęście nic wielkiego się nie stało zarówno mi jak i Ogarowi. Jaką lekcje z tego mam. Mierz siły na zamiary, bo w każdej chwili ktoś lub coś może wyskoczyć i już nie będzie tak kolorowo.
Pozdrawiam Ninja.
Komentarze : 12
Przed wszystkim jako naczelny czepiacz co do formy wpisu -> ocena: 2.
Zdania nie składne, brak przecinków, brak akapitów - źle i ciężko się to czyta.
Trzeba było napisać wpis, odczekać chwilę, przeczytać poprawić - bądź kogoś o to poprosić (ja mam np. swojego korektora który sprawdza moje teksty przed publikacją - samemu ciężko znaleźć swoje błędy). Rozbić go na akapity - fragmenty na blogach się lepiej czyta niż taki zlany tekst.
Po drugie dobrze, że Ci się nic poważnego nie stało.
Psa mi bardziej szkoda niż motocykla - maszynę naprawisz. Życia psiakowi nie przywrócisz (tak wiem, że to był wypadek - nie mniej i tak mi szkoda).
Oj kolego, nie płakałem na podartymi spodniami:) normalny motor to silnik mam sobie inny kupić bo widzę chyba nie wiesz co mówisz. A jeśli chodziło Ci o normalny motocykl to pewnie kiedyś taki będę miał. A jak mam nie ciekawe historię to Twoje zdanie.:)
Kup sobie "normalny" motor, a nie zabawkę. Będziesz mógł wtedy opisywać ciekawsze historie i przestaniesz rozjeżdżać biedne pieski i płakac nad podartymi spodniami.
Więc już z niecierpliwością będę wypatrywać mojego upragnionego wpisu!
Oj tam ja i tak wiernie będe czekać aż opisy tych sytuacji pojawią się tu :)
Więc niezła jazda musiała być :D Już się doczekac nie mogę tych opowieść w wydaniu rozszerzonym ;D
Bo grunt to sie nie załamywać, gdy sie zaliczy pierwszego szlifa :P Choć jeszcze nigdy w życiu takiej poważniejszej gleby nie zaliczyłam, to pewny upadek zaliczyłam już na takim mini ścigaczu. I ślad został na kolanie po dzień dziś.. Może kiedyś to opisze na rider blogu, albo i nie bo wstyd :D zobaczymy :D
Noo wyobrażam sobie minę twojej mamy, nieźle przerażona musiała być, zresztą każda matka by zamarła gdyby w okropnym stanie zobaczyła swoje dziecko. Ale żyjesz na szczęście :) Mnie to nawet rodzice puścić nie chcą jak dzień wcześniej padał leciuteńki deszczyk. :)
wiesz wtedy byłem nie doświadczony kaskiem się nie przejmowałem, nie wiedziałem czym to się je na wiosnę też kupuje kask. Ten co wtedy miałem kosztował jakieś 150zł. Znaczy mi dawali kask gratis ale był on kiepski to powiedziałem żeby mi opuścili i kupiłem ten.
Niezła opowieść, dobrze, że żyjesz. A jaki kask miałeś? (i po ile on teraz chodzi? Po prostu chcę wiedzieć, czy tani, czy drogi, bo zamierzam kupić jakiś, ale nie wiem ile wydać, a tak to przynajmniej zasugeruję się twoim)
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Tunning (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)